< wstecz / vissza

Kabaretowa lekcja historii

Z okazji dnia Niepodległości Polski 16. listopada 2013. roku za sprawą organizacji Stołecznego Samorządu Polskiego oraz Samorządu Polskiego XIII i XVIII dzielnicy Bp. mieliśmy okazje gościć w Budapeszcie znakomitego człowieka – Jana Pietrzaka dyrektora artystycznego kabaretu Pod Egida.

Jan Stefan Pietrzak urodzony w 1937 w Warszawie. Satyryk, aktor, autor niespełna tuzina książek oraz tysiąca piosenek i monologów. Jego felietony do dnia dzisiejszego oddają polskie nastroje panujące pół wieku temu, ale również starają się odzwierciedlić obecną sytuację społeczno-polityczną, jaka ulokowana jest w codzienności.

Zdaniem artysty śmiech jest nieodłączną częścią wolności, wolności słowa, wolności narodu. I z tego może wynikać najistotniejsza funkcja patriotyczna, jaka w czasach dawnego ustroju spełniał kabaret Pod Egida. Pragnę przybliżyć myśli Anny Piekarskiej napisane dla Biuletynu IPN, która możne najistotniej charakteryzuje nam rolę kabaretów w czasach PRL-u pisząc: Kabarety doby PRL określane były chętnie jako tzw. zawór bezpieczeństwa, miejsce, które dawało możliwość w miarę swobodnego wypowiedzenia się. Stwarzały okazje przedstawienia rzeczywistości świadomie zniekształcanej i doprowadzanej świadomie niekiedy do absurdu. Powstające w okresie ” niemioty ubezwłasnowolnionych” teksty kabaretowe – wobec braku swobody wypowiedzi oraz braku wolnych mediów – przełamywały milczenie, wskazywały sprzeczności, zadawały pytanie i … zmuszały do myślenia. Dla historyka zaś stały się naturalnym uzupełnieniem wątków treściowych, które – stłumione przez cenzurę – przynajmniej teoretycznie nie miały prawa w ogóle zaistnieć.

Nasuwa się teraz pytanie… jaką rolę pełnią w obecnych czasach dawniejsze kabarety, satyrycy z tamtych lat? Wydawało by się, że po obaleniu komunizmu w krajach przynależących do bloku sowieckiego nie ma już nic do zrobienia, można więc usiąść wygodnie w fotelu i złożyć ręce? Otóż tak nie jest. Jednak nie znaczy to, że mamy szukać nieistniejących wrogów, albowiem czujemy podświadomie, że duch walki jeszcze w nas nie wygasł. Granica osądu realiów politycznych jest bowiem zbyt cienka, abyśmy mogli jednogłośnie wypowiedzieć się na temat wolności, moralności rządzących, czy też o wartościach, jakimi cechuje się dane społeczeństwo. Zachwianie to nie jest bez powodu, gdyż w epoce globalizacji w jakiej teraz żyjemy mamy do czynienia ze znanym już zjawiskiem , jakim jest kultura masowa. I skoro istnieje ten typ kultury, to również muszą istnieć programiści, którzy myślą jedynie w kategoriach masy, która po to jest stwarzana, by ją pokornie podporządkować danemu ustrojowi. W razie niezgodności moralnych pomiędzy władzą a ludnością dla takiej masy karmionej tanią kulturą powstaje złudzenie, że odpowiedzialność nie obarcza nikogo. Jan Kaczmarski wypowiadając się na temat swojej pieśni w jednym ze swych wywiadów, użył następujące słowa: Tak. Ja “Mury” napisałem w 1978 r. jako utwór o nieufności do wszelkich ruchów masowych.

Idąc dalej myślą, nawet w dzisiejszych czasach nie mamy pełnego wglądu do narzędzi jakimi stwarzana jest a potem obezwładniana “masa niemyśląca”. Nowoczesna retoryka konsumpcyjna wymieszana z nic nieznaczącymi wiadomościami transmitowanymi przez stacje należące do scentralizowanych magnatów medialnych sugerują nam zapomnieć lub nie myśleć o istotnych sprawach związanych z tradycjami, z kulturą i wartościami kierującymi życie uczciwej jednostki. Fabrykanci kultury masowej używając nowoczesnych dostępnych środków ( telewizja, kino, internet, reklamy, prasa-brukowce) mają jedno na celu – zastraszyć i podporządkować jak największą masę ludzi, by potem bezkompromisowo płynnie sprzedawać człowieczeństwu jak największa ilość leków, poglądów politycznych, żarówek itd. W dzisiejszym świecie propaguje się zjawisko byśmy sami stali się narzędziami jednorazowego użytku i to tak, abyśmy tego nie zauważyli.

Na szczęście istnieją alternatywy kierowane przez zdrowy rozsądek. Jedną taką alternatywą jest czytanie między wersami nowomowy postmodernistycznej, jednakże ta wiedza nie bez powodu nie jest lansowana, dostępna każdemu. Dlaczego? Ponieważ proszę sobie wyobrazić taką sytuację, że na tacy zamiast chłamu podali by nam klucze do kodów, używanych do utrzymania “rozsądnej” polityki systemu globalizacji, to przecież wtedy runęło by wszystko, cale otaczające nas realia przestały by być wartościami, a na to producenci spekulacji przecież nie mogą sobie pozwolić.

Drugą taką alternatywą, by nie dać się wchłonąć w wir hipnozy masowej jest utrzymywanie dystansu poprzez śmiech. I tego wieczoru dał nam to do zrozumienia Pan Pietrzak – mistrz kabaretu. Użyłem tu celowo słowa mistrz, gdyż humor również posiada wiele stopni inteligencji, można przecież żartować nie na temat lub w sposób zdeformowany, czy też na wiele rożnych stylów, ale to czego byliśmy świadkami w Sali Teatralnej Stołecznego Samorządu Narodowości Polskiej w Budapeszcie nie tylko składało się z wielu pionów tematycznych, lecz nadto te szczeble doskonale, w sposób logiczny współgrały ze sobą.

Artysta swój występ rozpoczął pieśnią ” Rozszumiały się wierzby płaczące” i prawie cała sala śpiewała razem z nim. Myślę , że spektakl celowo zaczął się tym dziełem dając nam wgląd do pewnego rodzaju chronologii czasowej zbliżonej do życia artysty. Spoglądając na scenę byliśmy świadkami procesu estetycznej rozbudowy dawniejszych przeżyć wewnętrznych artysty, dzięki której nasze wspomnienia z “tamtych czasów” były głębsze, a przez to i bliższe. Można wiec rzec, że ten występ felietonisty był dla nas indywidualną, wysublimowaną lekcją historii .

Spójrzmy na to w ten sposób, że rodowód tej i innych pieśni partyzanckich przypadają na dzieciństwo Jana Pietrzaka. Nastąpienie kompozycje tych pieśni z biegiem czasu zaczynały przybierać nowej formy artystycznej, ponieważ rdzenny świat muzyczny tych utworów przez wiele lat napełniany był nowymi treściami autorskimi po to, by w odpowiedniej porze, znów ujrzały świat w nowym obliczu , jakim była walka z totalitaryzmem lat 70. i 80. – tych XX wieku.

Daliśmy się ponieść tego popołudnia i sam artysta podkreślał istotną rolę śmiechu mówiąc: “nie trzeba się bać śmiać , śmiech leczy poprzez masaż wątroby”… Przyglądając się bliżej tej wypowiedzi znaleźć można w niej dociekań z filozofii Dalekiego Wschodu ( śmiech uważają za jedne z lekarstw, które pozwalają utrzymać pogodę ducha). Zresztą to już naukowo zostało udowodnione, że ludzie, którzy więcej się śmieją i nie zamartwiają się żyją znacznie dłużej i mają mniej chorób niż Ci, którzy są skłonni do depresji. Więc po pół godzinie atmosfera na sali stała się na tyle luźna, że jedna z Pań z widowni poprosiła artystę o zaśpiewanie utworu Agnieszki Osieckiej pt. ” Czy te oczy mogą kłamać”. Na przemian piosenki przeplatane były kilkuminutowymi skeczami, które w tematyce przemieszczały się od “czasów gomółki” aż do czasów Sierpnia 1980. Po przerwie 20 minutowej nastąpiła kontynuacja subiektywnej historii z dalekiej przeszłości oraz historii z bliższej przeszłości. Razem na sali w wymiarach kabaretowych zmieniliśmy ustrój, pożartowaliśmy trochę kawałami pochodzących z rożnych regionów Polski. Na koniec dana nam była lekcja może najbliższych wydarzeń jakie dotyczą polaków w ojczyźnie z przed kilku lat. Myślę, że Jana Pietrzaka mogła równie dobrze natchnąć informacja z gazety krajowej, którą ewentualnie przeczytał w dniu przyjazdu na Węgry , a następnie w procesie improwizacji przygotował nam np. krótki, doskonały podmiot do spostrzeżenia prawdy poprzez śmiech.

I właśnie miedzy innymi takie kody transmisji informacyjnych zostały przełamane poprzez abstrakcyjną interpretację realiów tkwiących pomiędzy wersami.

Na koniec przestawienia zabrzmiał może najbardziej oczekiwany przez nas utwór pt. “Żeby Polska była Polską”. Wtedy na sali śmiech zastąpiła cisza i powaga a widownia powstała z krzeseł. Ja jako rocznik tych lat, kiedy ta pieśń żyła w sposób najbardziej świetlisty i miliony ludzi śpiewało ją w piwnicach, kościołach, czy cicho nucąc w domach, byłem zafascynowany, że mogłem usłyszeć ten utwór na żywo. Józef Szaniawski opisując w Naszym Dzienniku istotę tego utworu bardzo dobrze odzwierciedlił jego wartość następująco: (…) w dekadzie strasznych lat 80. XX wieku piosenka Pietrzaka stała się nieformalnym hymnem narodowym, hymnem “Solidarności”, tak jak nieformalnym hymnem były niegdyś “Boże coś Polskę” oraz ” Pierwsza Brygada”. ” Żeby Polska była Polską” jest wciąż aktualna, bo odwołuje się do prostych prawd i wartości ważnych dla każdego Polaka, utożsamia się z samą istotą naszej Ojczyzny, ale zarazem jest ważnym znakiem sprzeciwu. Taka lekcja historii nie mogła się lepiej zakończyć. Rozeszliśmy się do domów dumni, że jesteśmy polakami i że mamy skąd czerpać wiedzę. Niechaj nasze bolesne i radosne doznania z dziejów historii będzie przestrogą i źródłem wiedzy dla nas samych, by w naszych sercach zawsze było miejsce na szacunek do ojczyzny, z której pochodzimy. Bo kraj, który nie ma przeszłości, nie będzie też miał przyszłości.

(Marton Staszek Lazar)

A fotósorozat a képre kattintva megtekinthető:

< wstecz / vissza